czwartek, 29 listopada 2012

Zima i wcześniejsze historie

Najpierw zdjęcie, potem gadanie. Zima wyszła bardzo przytulna, kto by pomyślał, że tam zimo? :)



Ponieważ szperanie w historii "Czerwonego Kapturka" dosyć mnie wciągnęło, postanowiłam tym razem zrobić mini badanie nad motywami zawartymi w bajce. Oczywiście motyw pożerania jest stary jak układ pokarmowy.
W mitologii greckiej Kronos pożerał własne dzieci. Najmłodszy z rodzeństwa – Zeus został ocalony przez matkę, która zamiast niemowlęcia podała Kronosowi owinięty w pieluszki kamień.
W Biblii prorok Jonasz połknięty został przez wielką rybę, po czym wydostał się z niej nie odniósłszy żadnych obrażeń.
Na koniec słynny dialog Wilka z Kapturkiem. Można w nim odnaleźć analogię do rozmowy pochodzącej z Eddy poetyckiej (zwanej też Eddą starszą). Jest to najstarszy zabytek piśmiennictwa islandzkiego, będący źródłem wiedzy o staroskandynawskich wierzeniach i obrzędach; datowana jest na IX wiek.
Otóż olbrzym Thrym ukradł Thorowi jego młot bojowy, za którego zwrot zażądał Frei za żonę. Thor przebrany za pannę młodą udał się do olbrzyma. Podejrzenia olbrzyma wzbudziły mało kobiece oczy u wybranki (Babcia też cierpiała na tę przypadłość). Jednak towarzyszący Thorowi olbrzym Loki rozwiał te wątpliwości mówiąc, że Freja ma takie zmęczone spojrzenie z powodu tęsknoty za oblubieńcem i że przed zbliżającą się ceremonią nie mogła jeść, pić ani spać – czyli „żeby cię lepiej widzieć moje dziecko”...

Na koniec znana z poprzedniego posta przestroga - tym razem w wersji angielskiej:

"Little girls, this seems to say,
never stop upon your way,
never trust a stranger friend,
no-one knows how it will end!
As you're pretty, so be wise!
Wolves may lurk in every guise!
Now, as then, it's simple truth,
sweetest tongue has sharpest tooth!"
 
Całuski i pozdrowionka dla wszystkich :*

wtorek, 27 listopada 2012

Wiosna i trochę historii

To ja dalej w temacie Kapturka :) Tym razem w lesie zawitała wiosna. Dziewczyny w pracy namówiły mnie na wersję każdej pory roku więc jeszcze przez dwa posty będzie ten temat. Każdą kolejną robiło mi się fajniej, z resztą same zobaczycie!





A czy wiecie, że ta mrożąca krew w żyłach historia wywodząca się z ludowych opowieści po raz pierwszy została opisana przez Charles'a Perralult'a w 1967 roku w "Bajkach Babci Gaski"? Miała być moralizatorską powiastką przestrzegającą młode dziewczyny przed pogaduszkami z nieznajomymi. Co gorsza w tej wersji Wilk zjadał najpierw Babcię potem Kapturka i na tym był koniec... (!!!)
Bajka kończy się wierszykiem (w przekładzie Hanny Januszewskiej)


Morał stąd płynie - proszę słuchać,
urocze, wdzięczne me dziewuszki
-że obcych ludzi pogaduszki
należy puszczać mimo ucha.
(…) Radzę wam zapamiętać,
że jest podstępny wilk niektóry:
ukrywa wilcze swe pazury,
by słodkim słówkiem zwieść dziewczęta.
Ani go poznać! Mina święta tkliwie,
łagodnie patrzy w oczy,
za panną uliczkami kroczy
przymilny, słodki jak cukierek.
Lecz wierzcie: to wilczysko szczere!
 
Wersja z ratunkiem ze strony Myśliwego i szczęśliwym (nie dla Wilka) zakończeniem została spisana przez braci Grimm w "Bajkach" z lat 1812 - 1815 a ostateczny kształt zyskała dopiero w 1857.
 
Na koniec przypomnę, że według Brzechwy Myśliwy zawiózł Wilka do warszawskiego ZOO, że niby bardziej humanitarnie ;) 

Pozdrawiam zwłaszcza tych czytelników, którzy dotrwali do końca. I uważajcie na nieznajomych ;)

niedziela, 25 listopada 2012

Czerwony Kapturek jesienią

Znacie serwetkę z Czerwonym Kapturkiem, który nie jest małą dziewczynką a całkiem sporą podfruwajką? Wilk z kolei taki oswojony...
Moja relacja z serwetkami jest najczęściej od pierwszego wejrzenia - czasem patrząc na serwetkę widzę gotowy, ozdobiony przedmiot, czasem jestem zauroczona samą serwetką ale zazwyczaj jeśli mnie nie urzeknie za pierwszym razem to już nie biorę się za współpracę. Ta była wyjątkiem, przy pierwszym spotkaniu jakoś do mnie nie przemówiła, potem z duszą na ramieniu jechałam do sklepu obawiając się czy aby jeszcze będą. Były i okazały się bardzo inspirujące (na kolejne trzy posty).
Tata uciął dla mnie plasterki ze śliwy, która niby była wysuszona a jednak w domu pękła (co wcale mi nie przeszkodziło), szkoda tylko że podczas cięcia zgubiła całą korę.
Nie rozgadując się bardziej - jesienią w lesie bywa tak:





W kolejnym poście zapraszam na odsłonę wiosenną, nie będą prezentowane kalendarzowo a w takiej kolejności jak powstawały.
Wszystkich pozdrawiam i życzę udanego tygodnia :*

PS Uaktywniłam się na FB więc jeśli ktoś ma ochotę "polubić" będę wdzięczna - link w prawym pasku.
P.S.2 Sprawdzałam pisownię post scriptum - albo bez kropek albo z dwiema :)
PS3 "Dwoma" też jest poprawnie ale "dwiema" jest formą starszą i bardziej polecaną :))

środa, 21 listopada 2012

Filc i lawa (świetna sprawa)

Dziś szybciutko - korale które zrobiłam już dawno i ostatnio trafiłam na ich zdjęcie (myślałam, że już je kiedyś pokazywałam). To były pierwsze filcowane przeze mnie kulki, stąd do korali mam dodatkowy sentyment.




Są w kolorach, w które lubię się ubierać więc w większości pasują do każdego stroju.
Moje Osobiste Szczęście skomentował, że takie korale są zamiast mycia szyi - pumeksem się zdziera a filcem poleruje :) Póki co nie próbowałam...
Pozdrawiam wszystkich (zwłaszcza, że dziś jest Światowy Dzień Życzliwości i Pozdrowień).

środa, 14 listopada 2012

Historia jednego krzesła

Krzesełko kupiłam na targach rękodzieła przed Wielkanocą. W owym czasie powiedziałam mojemu Osobistemu Szczęściu, że w nagrodę za towarzystwo (lub jako zadośćuczynienie) coś mu kupię. Wybrał taborecik, miniaturowy, idealny w proporcjach. Odgapiłam i kupiłam krzesełko właśnie to :)
W ostatecznej (lub obecnej) wersji wygląda tak:






Plan pierwotny zakładał transfer za pomocą nitro. Zgubił mnie brak cierpliwości bo zamiast spróbować na czymś innym nie mogłam się doczekać i spróbowałam na siedzisku. Ponieważ słyszałam, że należy mocno dociskać łyżeczką - tak też uczyniłam. Cóż frycowe trzeba płacić...


Druga próba nastąpiła zaraz po pierwszej, na odwrocie - od tego trzeba było zacząć. Już bez udziału łyżeczki.

Tym razem efekt mnie zadowolił w pełni. Jednocześnie doszłam do wniosku, że motyw na siedzisko powinien być trochę większy żeby ładniej wyglądał. Ponieważ nie chciało mi się go na nowo drukować postanowiłam użyć jednego z moich najulubieńszych motywów czyli ważki :)






Mankament krzesełka jest taki, że nie ma kto na nim siedzieć bo albo jest za duże albo za małe (od podłoża do siedziska ma 9cm) - samo życie :)
Gdyby było ciut mniejsze było by idealne dla Monsterek - poniżej Spectra Vondergeist na poglądowym zdjęciu (aby mieć pełen ogląd należy ją sobie wyobrazić bez kapelusza). Ale cóż, osobiście kocham niepraktyczne rzeczy właśnie za to, że są niepraktyczne!


Przy okazji i na koniec - znacie bloga Do-deco? Nie mogę oprzeć się skojarzeniu, że w tej odsłonie Spectra wygląda jak prowadząca go Eda na swoim profilowym zdjęciu. Edę pozdrawiam i mam nadzieję, że się nie obrazi :) No ale same zobaczcie

Życzę miłej drugiej połowy tygodnia :*

poniedziałek, 12 listopada 2012

Wiosennie :)

A u mnie na przekór wszystkim bańkom dziś kwitną jabłonie :)))


Cóż, na usprawiedliwienie mam to, że jesienno zimowe wieczory często są kojarzone z filiżanką gorącej herbaty. A, że to herbaciarka więc wszystko w porządku ;)
Mnie się żaden czas z herbatą szczególnie nie kojarzy bo jestem od niej uzależniona i delektuję się nią niezależnie od okoliczności. Ciekawe jak jest u Was?
Zdradzę jeszcze sekret - tej żółtej ze zdjęcia nie lubię i unikam (jest tylko fotogeniczna).





Bo póki ciebie,
ciebie nam pić -
póty jak w niebie,
jak w niebie nam żyć, -
herbatko...

Pozdrawiamy (z Jeremim Przyborą oczywiście) ;)

czwartek, 8 listopada 2012

Piersiówka na jesienne chłody

Już kiedyś się rozpisywałam nad korzyściami z ozdobionych małych buteleczek. Robi się je dość szybko w porównaniu z pełnowymiarowymi - więc same plusy.
Zazwyczaj dekupażowe prace mam wyszlifowane i gładziutkie ale ta buteleczka wyglądała trochę jak obita skórą więc ją zostawiłam w spokoju. Robiłam ją w pracy i kiedy nałożyłam ostatnią warstwę lakieru okazało się, że był ubrudzony białą farbą - stąd widoczny biały nalot. Ale cóż, z nalotem wygląda starzej (tak sobie tłumaczę ;)). Ornament podkreśliłam konturówką. W ogóle ostre zdjęcie niemiłosiernie wydobywa wszystkie niedoskonałości ale na co dzień nie ogląda się przedmiotów przez lupę :)


Przy okazji polecam tutorial i Filmowe Candy w Montażowni.

Na koniec chwalę się bo dostałam wyróżnienie od Edy z blogu DO-DECO.
Ponieważ już kiedyś takie dostałam nie będę podawać go dalej ale chętnie odpowiem na pytania :)


1. Twoja ulubiona książka?  Nie mam jednej ulubionej ale za książkę wszechczasów uważam "Mistrza i Małgorzatę";
2. Wolisz wino czerwone czy białe? Czerwone;
3.Wolisz wieś czy miasto i dlaczego? Miasto (przez zasiedzenie - nigdy na wsi dłużej nie zabawiłam);
4. Najfajniejsze wspomnienie z dzieciństwa? Wizyty z tatą w wesołym miasteczku;
5.Jak dużo czasu poświęcasz na "siedzenie w necie" ;)? Odkąd mam bloga - za dużo ;) ;
6. Jaki jest twój ulubiony cytat? Któryś Oscara Wilde'a;
7. Czy masz swój ulubiony kwiat, roślinę? Irysy, kwiaty akacji i lipy...;
8. Wierzysz we wróżby i przepowiednie? Nie;
9. Co wg ciebie wydarzy się 21.12.12? Będę się cieszyła, że jest piątek, początek świątecznego weekendu i martwiła, że jeszcze tyle rzeczy mam do zrobienia, bankowo ;) ;
10. Lubisz pobiegać w terenie czy na bieżni? Żadnego biegania ale kocham spacery w terenie;
11. Twoja ulubiona scena filmowa? Jest ich wiele ale skojarzyła mi się z "Dzikości serca" po tym jak Sailor spotyka Dobrą Czarownicę z Południa i mówi "I'd like to apologize to you gentlemen for referring to you all as homosexuals".

To by było tyle na dziś, dziękuję za wszystkie komentarze odnośnie kapelusza :)))*

poniedziałek, 5 listopada 2012

In this style 10/6

Gdyby Szalony Kapelusznik był kobietą w mojej Krainie Czarów miałby właśnie taki kapelusz!




Jest zrobiony na wymiar bywalczyń Monster High i jest pierwszą i jedyną jak dotąd częścią garderoby wykonaną przeze mnie. Oczywiście jestem z niego dumna ;), ma na sobie materiałowe różyczki i całą masę koralików. Części filcu specjalnie zszywałam niedbale bo uznałam, że tak bardziej będzie pasować do Szalonej (bądź co bądź) Kapelusznicy.
Do tej roli na razie najbardziej pasuje przemalowana kiedyś przeze mnie Frankie Stein - oczy w różnym kolorze współgrają wyśmienicie z nakryciem głowy :)

Mam nadzieję, że kiedyś starczy mi cierpliwości, samozaparcia i umiejętności, żeby dorobić resztę stroju - marzy mi się zielony surdut ;)

A co do postaci Szalonego Kapelusznika to czy wiecie, że określenie Mad Hatter nigdy nie zostało użyte przez Carrolla? Ta postać nazywa się Hatter (albo Hatta, "po drugiej stronie lustra"). O tym, że Kapelusznik i Marcowy Zając są obaj szaleni informuje Alicję Cheshireski Kot.
Postać inspirowana była angielskim powiedzonkiem "szalony jak kapelusznik" (as mad as a hatter). Taka etykietka wzięła się stąd, że dawniej kapelusznicy do spilśniania filcu używali rtęci, której opary powodowały często nieodwracalne zmiany neurologiczne.


Nie mogłam się powstrzymać od Kapelusznikowej dygresji. Gdyby kapelusz był czerwony pisała bym o Mickiewiczu ;)
"Niedaleko Damaszku siedział diabeł na daszku,
w kapeluszu czerwonym, kwiatuszkami upstrzonym".

Całuski dla wszystkich, którzy dotrwali do końca posta (i dziękuję za wszystkie ciepłe słowa o kotach) :*

niedziela, 4 listopada 2012

A anielskie cukierki trafią do...

Bardzo dziękuję wszystkim za udział w mojej rocznicowej zabawie. Cieszę się, że dzięki niej miałam okazję poznać wiele nowych blogów (jeszcze nie zdążyłam wszystkich dokładnie poczytać ale z przyjemnością zaległości nadrabiam).
W ogóle jest mi niezmiernie miło, że do mnie zaglądacie, że komentujecie - każde odwiedziny i każde słowo są dla mnie wielką wartością! Dziękuję i pozdrawiam cieplutko :)

A teraz do rzeczy - zgłosiło się 50 osób. Ku mojemu zaskoczeniu Pan Random, który mi zawsze pomagał dziś nie działa, znalazłam nowego Pana Randoma.




Jak widać Pan Random podpowiedział 18 komentarz czyli anioły trafią do autorki blogu Oliwkowe pasje.
Serdecznie gratuluję i czekam na dane do wysyłki.


Jak już jestem w temacie ogłoszeń to dalej szukam stałego domu dla kociaków.
Ale mam pozytywną wiadomość. Siostra mojej mamy powiedziała, że jeśli nie znajdą domu do nadejścia "prawdziwej zimy", do wiosny może je przygarnąć. Oczywiście lepiej było by gdyby mogły gdzieś zostać na stałe ale ciepły kąt gdy mróz i śnieg - jest nie do przecenienia.
Tak więc akcja trwa (jeszcze ponoć przez trzy tygodnie ma być bez mrozów). Kiedy zabierzemy koty z działki rozlosuję kocie upominki spośród wszystkich, którzy tak wspaniałomyślnie dołączyli do akcji. Mam jednak szczerą nadzieję, że może do tego czasu znajdą dom na zawsze :) Dziś się z nimi widziałam - są niezmiennie słodkie i przymilne!


Życzę wszystkim miłego tygodnia, z szelestem liści pod nogami i jesiennymi kolorami wokół :)